Menu
Bóg w Nas.

Kiedy w sobotę 09.09.23 wyjechałam za most wyspy Sobieszewskiej, zrobiła się cisza w mojej przestrzeni. Poczułam w sobie Wielki Ocean. Delikatnie falował, obmywając brzeg. Był Łagodną Nieskończonością.

Dopiero dwa dni potem dotarło do mnie, że to był Bóg.

(...)

Było już ciemno, gdy wracałam ze spotkania w Świbnie. Po 21.00, na granicy głębokiej nocy. Lubię jeździć nocą autem. Najlepiej sama, z muzyką, sobą i gdy droga pusta. Tak też wtedy poczułam: radość jazdy autem i doskonałość chwili. Dobro.

Przyzwyczajona jestem do wracania ze świbnieńskich spotkań w uniesieniu. Świadomość tego, co tam się dla nas z Duszą zadziało (co ona dla nas zrobiła) przyszła dopiero później, gdy człowiek wrócił do swojej przestrzeni, do siebie samego, osadził się wreszcie w sobie.

Bóg przychodzi w Codzienności

Kiedy weszłam do domu, mąż spojrzał na mnie i zapytał: zrobić ci drinka? - Poproszę. Chciałam dziś z tobą świętować. - Myślałam, że udane spotkanie. Chodziło jednak o coś zupełnie innego. Przygotowane mojito smakowało nadzwyczaj dobrze, ponieważ jak się okazało, nie piłam go sama.

Powód świętowania był bardzo prosty: chodziło o dobre życie. Że mąż jest ukochany i dzieciaki fajne, że dobra spełniona codzienność, do której mogę wrócić ze świata, jak do ostoi i ten drink w balansie smaków z cudownie świeżą miętą. Mąż jak zawsze odczytał moją intencję/ potrzebę. Pewnie jeszcze zanim weszłam do domu. Świętowałam Życie: jego opiekę nade mną (nami), obecność rodziny, zrozumienie wzajemne. Dni lekkie jak pióra aniołów. I te trudniejsze, gdy głowa podpowiada, że się od siebie oddalamy. Oszukuje.

Usnęłam na kanapie. Pozbierał mnie mąż, abym się umyła i poszła spać. Gdy przyszedł do łóżka, ja dawno już spałam. To był mocny dzień. Wczesny poranek w błogości, radości i mocy. Kolejny dzień, gdzieś na granicy pomiędzy tym, co było wczoraj na spotkaniu, a zwyczajną niedzielą w domu. Wiedziałam jedno: chcę dnia następnego pojechać znów do Świbna. Jeszcze raz tam być. W głowie przewijały się klatki zdarzeń poprzedniego dnia. Wszystko wielkie, ważne i tak zwyczajne jednocześnie. Nowe.

Prosiłam Duszę, że chcę już wrócić do swojej rzeczywistości, do zwyczajnego biegu zdarzeń i energii. Była bardzo za. Przeskok był prosty, był kwestią wyrażonej potrzeby (intencji). Poranna sesja ze wspaniałą Anielską Duszą, a potem przygotowanie obiadu, aby dzieci mogły zjeść, gdy wrócą zmęczone ze szkoły.

Bóg przychodzi w Ciszy

Bóg przychodzi w Radości

Dla mnie gotowanie jest jak medytacja. Zatopiona w rutynie czynności, mogę zanurzać się w sobie. Tak też zaczynałam budować codzienny kontakt z Duszą: od tego, co znam. Od garnków, od kuchni. Czy mogłam przypuszczać, że dokładnie w takich okolicznościach Bóg, który zanurzył się w człowieku da o sobie jasno znać?

Zrobił to dokładnie i tak samo jak Dusza: nagle założyłam garnek na głowę, wygłupiając się jak dziecko, zaczęłam śmiać się i śpiewać. Było w tym tyle dziecięcej radości, zachwytu i zabawy, że się popłakałam. Bóg wybrał taki sposób, by mi uświadomić, że od kilkudziesięciu godzin przebywa w ciele ze mną. Dusza położyła się ze śmiechu, a ja... to trudno opisać. Znam tę jakość w sobie od dzieciństwa. Radość istnienia, dziecięcy zachwyt i przygodę, która jest nieskończoną zabawą. Znam te jakości w sobie od małego. Od zawsze uwielbiałam śmiać się, otaczać wesołymi ludźmi. W dorosłym, poważnym i nieświadomym życiu, często pytałam siebie samą: gdzie podziała się moja radość życia? Gdzie ją zgubiłam? Dlaczego tak zgorzkniałam i co zrobić, by to w sobie odzyskać? Na powrót obudzić? Brakowało mi tej jakości bardzo. Tęskniłam. Tęskniła Dusza.

Dopięła się wielka klamra w nas, we mnie. Życie zatoczyło wielki krąg i powróciło do Domu. Dusza mówiła, że spotkaniem w Świbnie zamykamy proces przejścia. Żegnamy cały wielki, ziemski kawał drogi w zapomnieniu. On trwał wcielenia, rody, matryce, a nawet cykle doświadczeniowe Ziemi. To jest dla nas koniec drogi w podzieleniu i oddzieleniu. W sobie najpierw. Powrót do jedności i początek spełnionego, zjednoczonego człowieczeństwa. Odbyło/ odbywa się to bardzo zwyczajnie w misterium życia, które jest piękne, dobre, naturalne i tak proste, że pozostaje tylko cisza i milczenie, w którym wszystko się zawiera. Stan JESTEM. Tego trzeba doświadczyć i my tego doświadczamy Kochani w momentach absolutnego szczęścia. Znamy to. Każdy gdzieś takich chwil w drodze życia doświadczył: wielkiej, bezwarunkowej szczęśliwości, dzikiej radości, choćby na moment.

Kilka obserwacji, wniosków i badań z nowego stanu rzeczy, kiedy Bóg jest w ciele

  • Radość istnienia, to jakość, którą On wybrał, by mi swoją Obecność Uświadomić.
  • Radość istnienia, dziecięcy śmiech, to jakości mojej Duszy, jedna z naszych rdzennych, źródłowych barw.
  • Rozumiem na kolejnym poziomie dążenie w naszej drodzie do pełnego czy wysokiego zjednoczenia z Duszą. To Bóg, przygotowywał/ przygotowuje sobie nas na Siebie Samego. On chciał/ chce maksymalnego zjednoczenia Duszy i człowieka, usunięcia wszelkich zasłon pomiędzy nami, by móc w pełni zaistnieć w świątyni człowieczeństwa. (Dusza przekaźnik energii Boga do człowieka).
  • Dusza mówiła o tym od początku. Moje zrozumienie tego jest/ było drogą. Nie od razu byłam w stanie zrozumieć to, co jasno widzę dziś, po ponad siedmiu latach rozwoju. (Komentarz: uznajmy swoją niewiedzę i ograniczenie w tym świecie. Uznajmy, że nie wiemy nic lub niewiele o swojej Duszy, o zjednoczonym człowieczeństwie i ruszajmy w drogę by ten stan zmienić. Zaakceptowanie stanu faktycznego i chęć zmian, otwierają drzwi do podróży.)
  • Bóg wcale nie chce wielkich ekscytacji. Przychodzi w ciszy i codzienności (Bóg Codzienny). Wiem, że czeka nas wiele wspaniałych, wielkich chwil, jednak to w codzienności, intymności, ciszy, wspólnej kawie, oglądanym zachodzie słońca, najpiękniej Go w sobie czuję i doświadczam. Tak też Go przywitałam i przyjęłam w sobie: ugotowałam zupę i zaprosiłam, by ją ze mną zjadł. Dokładnie tak samo było z Duszą. Bo czy nie tak witamy ukochanych w domu, dając im to, co mamy najlepszego? Ugotowany posiłek, upieczone ciasto, przygotowana herbata. Podstawy życia. Prędzej czy później każda impreza ląduje w kuchni. Tu czujemy się najlepiej i blisko życia. Blisko tego co potrzeba, by dobrze żyć. Ciepła, ognia, miłości i starań włożonych w przygotowania posiłku dla rodziny. Gotuję dla ukochanych, by kiedy wrócą ze świata, mogli zjeść i odpocząć. Tymi samymi jakościami witam Boga w moim życiu. Mój dom jest moją ostoją. Zjedliśmy razem zupę. Smakowała obłędnie, była bardzo wielowymiarowa w smaku. To Bóg próbował posiłku. Nawet poprosił o łyżkę dokładki i żeby mu tych pływających oczek z majerankiem trochę złapać do talerza (chacha). Jadłam i nie mówiłam nic. Pozwalałam by On doświadczał. Obserwowałam siebie, swoje ciało, świadomość, zmyły, uczucia, z których ON KORZYSTAŁ.
  • Nie da się opisać tego, co się wtedy czuje, co się dzieje w człowieku. To było/ jest mistyczne i bardzo zwyczajne jednocześnie. Ja te stany w drodze z Duszą znam. Tym razem jednak są one jeszcze głębsze, pełniejsze, bardziej wielowymiarowe. Ciało mruczało, jak kot na najwygodniejszej poduszeczce. Patrzyłam jak Bóg jakby pierwszy raz jadł (w wersji naszego z Duszą życia) i dziwił się/ obserwował, że ciało tego potrzebuje. Spojrzałam na godzinę. Rozmywały mi się małe cyferki. Powiedziałam: wiesz, będziesz niedowidzał, bo moje oczy widzą coraz gorzej. Albo z tym coś zrobisz, albo nie będziesz wyraźnie widział, bo ja w ciele tak mam. Dusza się śmiała, była bardzo wzruszona. Bóg patrzył w skupieniu, analizował to, że oczy nie widzą. Dziwił się (i jednocześnie akceptował) skończonemu niedoskonałemu (pozornie) ciału, które ziemska droga i moje zaniedbania nadwyrężyły. Bóg doświadczał NIEMOŻNOŚCI i OGRANICZENIA. Było w tym dużo rozbawienia i mistycyzmu. Przez najbliższą godzinę bardzo intensywnie pracowały mi oczy i mózg.
  • Kiedy przeanalizuję od soboty, jakimi jakościami Bóg mnie dotykał, to najpierw był to wewnętrzny ocean podczas powrotu ze Świbna, potem wzruszenie codziennością, docenienie życia, zmysły jedzenie i picie, wzruszenie, cisza, błogość (poranek następny) i dziś wreszcie dziecięca radość. (Proste, cudne stany dobra).
  • Kiedy patrzę na sytuację z poziomu obserwatora, mogę oglądać, jakie są relacje mojej Duszy z Bogiem. Od zawsze (jak tylko jestem świadoma) tej drogi, widzę, że Dusza ma z Nim jakieś specjalne, bliskie i intymne układy (myślę, że każdego z nas łączy z Nim taka unikatowa więź). Bóg patrzy na Duszę z lekkim przymrużeniem oka, nawet z pewną pobłażliwością. Trochę tak, jak na najmłodszego w rodzinie, który ma względy. Dusza zawsze miała do Boga dojście z Ziemi, na początku bardzo ograniczone, ale było, gdzie wielu Duszom tego dojścia tu w świecie brakuje. Często obserwowałam, że Dusza może mu trochę psocić, a On i tak będzie ją bardzo kochał (Bóg w aspekcie rodzica). Dusza powiedziała niedawno, że jest po to m.in., by Boga rozbawiać. Poskładało mi się w głowie, to co usłyszałam od kogoś, że jesteśmy kabareciary. Być może pochodzimy z takich rejonów/ cech Boga, gdzie on sam siebie nie traktuje serio. Nasz Bóg, uwielbia się śmiać i dobrze bawić. Ze wszystkiego stroi sobie żarty. Odkąd pamiętam, często uwalniam/ transformuję/ rozbrajam różne rzeczy w sobie poprzez śmiech. Rozumiem dziś jeszcze głębiej przekaz od Przestrzeni czy Oceanu Życia, że miarą wewnętrznej wolności jest zdolność odczuwania radości życia (symbol: śmiejący się Budda). Bóg tak nas przywitał: radością i śpiewem. Boskość ma wiele oblicz, tak jak Dusza ma i my sami także. Będąc Jego odbiciem mienimy się paletą barw. Czytanie niuansów Boga/ Duszy/ Siebie, daje mi wielką radość i jest arcyciekawą podróżą.
  • Będziemy się dostrajać. Z ciekawością odkrywcy będę badać, co Bóg otwiera dla siebie we mnie (w nas). Pokaże się jako Kto na poziomie mojej świadomości, serca i ciała. Jako Kto pracujący na rzecz Ziemi i ludzkości, a w istocie rzeczy pracujący na własnym Dziele Stworzenia, i dalej - pracujący na Sobie Samym.
  • Czeka mnie wielka przygoda odkrywania, jak Bóg przejawi się przez moją świadomość (umysł), serce (czucie) i ciało, i co się stanie, gdy to wszystko osiągnie stan Unii i zrobi się wielkie zero, czyli Równowaga (człowieczeństwo absolutne). Moim celem jest osiągnąć najwyższe przejawienie. Tak się otwieram dla dzieła Duszy. Badam(y) na ile to jest możliwe na Ziemi, w ciele i człowieczeństwie.
  • Dusza jest rozbawiona sytuacją. Jesteśmy użytkownikiem człowieczeństwa od wcieleń, znamy je dobrze. Dusza ma się teraz całkiem nieźle tutaj na Ziemi, natomiast Bóg przyszedł do nas i ogarnia się w nowym. Jest to niesamowite doświadczenie, ponieważ inaczej wygląda perspektywa z zewnątrz, a inaczej od środka. To jest zmiana miejsca, czyli zmiana konfiguracji i ponowna nauka. Całkiem i dokładnie tak, jak było/ jest z Duszą w człowieku.

Witamy Cię Boże w naszym życiu. Rozgość się i baw dobrze. Czuj się jak u siebie, bo w istocie rzeczy JESTEŚ u siebie w Domu. Zapraszamy do wspólnej przygody na Ziemi.

Na razie czuję się odrealniona i nieco przytłoczona nową perspektywą. Dusza mówi, że to się zintegruje/ zharmonizuje do życia. Stopień zjednoczenia będzie wzrastać. Dusza bumeluje sobie na (w) Boskim Łączu i ma się świetnie. Odbieram je jako obejmujący mnie/ nas tunel energetyczny. Tubę wychodzącą od nas, prowadzącą do źródła. Na razie widzę, że Dusza w tym odpoczywa, relaksuje się, wzmacnia i ładuje.

Epilog

Ogarnij: 8 miliardów wcielonych w ciało Dusz. 8  miliardów wersji istnienia (przejawienia) Boga w nas, a każde unikatowe, jedyne, niepowtarzalne. 8  miliardów perspektyw widzenia siebie samego i swojego stworzenia, a Ziemia to nanookruch we Wszechświatach...

  • 8  miliardów wersji świadomości (umysłów)
  • 8 miliardów serc (krain czucia)
  • 8  miliardów żyć (dróg z całym bogactwem doświadczeń)
  • 8  miliardów kosmosów skondensowanych w człowieczeństwie.
  • Bóg ogarnia wszystkie te perspektywy jednocześnie. Nie mam innego pomysłu, aby opisać jak Bóg mi to pokazuje. To ponad słowami.

(...)

Zjedliśmy zupę, siedzimy przy stole z synem jedzącym obiad. Jest cisza, on je, ja pozwalam by Bóg patrzył. Nie mówię nic. Widzę, że On widzi w nim Siebie i wszystko, co jest Nim we mnie i w synu bezgranicznie się kocha. Dąży do zjednoczenia. Przyciąganie cząstek Boga w nas jest nieziemskie. Wszystko aż piszczy z tęsknoty za sobą i pragnieniem zjednoczenia, jak jest w Wielkim Centrum - Wielkiej Jedni. Wszyscy nosimy w sobie pamięć Pierwszego i Najwyższego Źródła. Jesteśmy tym przesiąknięci.

Mam się pięknie i coraz piękniej. Chce się tylko być w stanie PATRZENIA na świat (na życie) oczami Boga. Reszta jest Zasłuchaniem w Ciszę.

Kiedy świat zobaczy ludzi o niezwykłych umiejętnościach, to to nie jest (nie będzie) żaden cud, tylko nasz naturalny, wielowymiarowy stan i obecność Boga w nas. Czasy współczesnej ewolucji są wielkim Exodusem Ludzkości do naturalnego, źródłowego staniu Istnienia.

Dusza się śmieje, że wszyscy tutaj robimy profesurę z Mistycyzmu Zwyczajnego, czyli z Cudu Życia (dzięki Renia).

Mistycy Zwyczajni... Brzmi super.

Wszystkiego Nowego. 

Wrzesień wielu z nas przywita(ł) Nowym.

Poczytaj także: 

Dotyk Boga.

Bóg Codzienny.

Kryształ Serca - Boże Ziarno w nas.